Forum Forum Niesamowite Strona Główna Forum Niesamowite

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kościół Katolicki
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Niesamowite Strona Główna -> Religie i filozofie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ptak
Super



Dołączył: 25 Sie 2007
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pią 21:34, 01 Lut 2008    Temat postu:

Ok, Kiaro, zaraz to zrobię, jeżeli znów nie padnie mi komp ...

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dryf
Mega Super Forumowicz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 130 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Czw 12:49, 07 Lut 2008    Temat postu:

Kościół mści się na Węcławskim?

Jak informuje Metro, podręcznik Tomasza Węcławskiego do chrystologii, bardzo popularny wśród studentów, jest po cichu wycofywany z uczelni. Studenci protestują i otwarcie mówią o zemście władz Kościoła katolickiego na profesorze.

Węcławski wystąpił w grudniu z Kościoła. Wielką burzę wywołał omawiający ten fakt artykuł w Tygodniku Powszechnym. Pociągnęło to za sobą reperkusje - najpopularniejszy od 20 lat podręcznik do nauki o Jezusie, Chrystus naszej wiary autorstwa Węcławskiego, jest po cichu zastępowany książką kardynała Schoenborna.

Kościół zamierza ustalić, czy wobec rozwoju myśli teologicznej Węcławskiego, która doprowadziła go do radykalnego odrzucenia Kościoła katolickiego, jego dawne publikacje zachowują ważność. W tym celu powstanie komisja teologów pod przewodnictwem ks. prof. Pawła Bortkiewicza.

Decyzja trochę dyskusyjna. Komisja będzie ustalać, czy wydrukowane, od lat te same książki uległy po apostazji Węcławskiego jakiejś metamorfozie?

To pytanie zadają sobie studenci. Jak mówi Artur Sułowski, przewodniczący Koła Naukowego Teologów na PAT w Krakowie,

Jeśli podręcznik zostanie w jakiś sposób skrytykowany czy zdegradowany, to byłby powrót do indeksu ksiąg zakazanych. Będziemy protestować.

Podobne głosy słyszy się też na KUL, oraz na uczelniach świeckich. Wielu studentów podziela ocenę Sandry Różyńskiej, przewodniczącej samorządu studenckiego UAM w Toruniu:

Mamy do czynienia z kuriozalną nagonką na twórczość prof. Węcławskiego.

Oczywiście sprawa jest o wiele bardziej złożona. Implikuje trudne pytanie: czy rozwój jakiejś teologii, nawet radykalnie przekreślający jej wcześniejsze ustalenia, odbiera im ważkość naukową i dydaktyczną?

Studenci cenią podręcznik Węcławskiego, gdyż napisany jest prosto i przejrzyście - o co w teologii bardzo trudno. Węcławski nie lubi dużo mówić, i widać to w jego książkach.

Poza tym można się spierać, czy radykalnie przekreślający. Dla wielu nowa teologia Węcławskiego organicznie wynika ze starej, nawet jeśli jej przeczy: używając niewspółmiernej metafory, śmierć przeczy życiu, choć z niego wynika.

Zdaniem zwolenników profesora Węcławskiego odrzucenie boskości Chrystusa jest naturalną konsekwencją kontynuowania refleksji teologicznej poza zakreślone przez Kościół granice.

Zdaniem jego przeciwników, nie chodzi o spójność naukową, a o wydźwięk moralny. Jakże mają studenci uczyć się z książki, którą jej autor swoimi późniejszymi rozważaniami de facto odwołał? Czy podręcznik w tym momencie nie umarł, i nie zamienił się w książkę o znaczeniu wyłącznie historycznym?

Przyznaję - jest to dylemat trudny do rozstrzygnięcia, bowiem przeciwstawiający sobie racje z całkowicie różnych porządków.

Naturalnie musimy pamiętać o precedensach. Ukazanie się "drugiego Wittgensteina" bynajmniej nie sfalsyfikowało tez "pierwszego" - choć taki był zamysł samego autora, który po prostu zmienił poglądy.

Dziś Tractatus logico-philosophicus i Dociekania filozoficzne to książki równie wielkie - nawet jeśli sobie przeczą. Każda z nich ma swoich zwolenników i z każdej uczą się studenci filozofii.

Używając zaś argumentu ostatecznego i nieuczciwego: faszystowskie przygody Martina Heideggera i Ezry Pounda też raczej nie przekreśliły ich wcześniejszej twórczości.

Dlatego właśnie, choćby komisji kościelnej, jak zapewnia ks. Bortkiewicz, nie chodziło o cenzurę ani o polowanie na czarownice, takie zarzuty będą się pojawiać.

Tak więc, trudne zadanie stoi przed księdzem Bortkiewiczem. Węcławski jest wśród studentów bardzo popularny - i jako skromny i sprawiedliwy człowiek, i jako sensowny, lapidarny autor. A ze studentami, jak przekonało się wiele rządów, lepiej nie zaczynać.

Kościół będzie musiał bardzo się postarać, by oddalić podejrzenia o zemstę na Węcławskim.

Magda Hartman

[link widoczny dla zalogowanych]

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
cykada
Arcymistrz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 1641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Czw 13:11, 07 Lut 2008    Temat postu:

Znaki czasów się realizują. Powoli się dokonuje. Fałszywe systemy będą musiały upaść. Zostaną CI, którzy są Prawdą, bez względu na to w jakim znajdują się usytuowaniu, czy nawet wyznaniu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dryf
Mega Super Forumowicz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 130 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Pon 20:10, 11 Lut 2008    Temat postu:

Problem „zakłamania świata Bogiem”

Dr. Marek Głogoczowski
w sprawie prof. Węcławskiego

„Profesor w swoich wykładach podkreśla, iż „czynnik społeczny i kulturowy tamtych wydarzeń (tzn. początków chrześcijaństwa) pozostaje często niedoceniany, natomiast przeceniane jest »bezpośrednie« „działanie Jezusa”. Odróżnia on chrześcijan od pierwszego „ruchu Jezusa” -- emanacji pragnień ubogiej wiejskiej ludności ówczesnej Galilei – od kościoła tworzonego przez jego uczniów (z zwłaszcza św. Pawła – M.G.). Chrześcijanie byli bowiem wyznacznikiem już innego zjawiska, mniej spontanicznego, przypominającego nie ruch społeczny, ale „bardziej zorganizowaną i stabilną, zhierarchizowaną społeczność religijną”. „To, co było w centrum orędzia Jezusa i jego ruchu: głoszenie królowania Boga, schodzi na drugi plan, na pierwszy natomiast wysuwa się »chrystologia« - wizja Jezusa jako Mesjasza (Chrystusa), Syna Bożego, Pana wszystkich rzeczy i Zbawiciela wszystkich” – głosi prof. Węcławski. W taki sposób przywódca religijny Jezus został przekształcony przez potomnych w Boga Jezusa. „Chrześcijaństwo zdominował obraz Boga inny i stosunkowo daleki od tych możliwości, które zapowiadała nowa religijność »ruchu Jezusa«” – stwierdza teolog. Z tego pnia wyrosły wszystkie obecne kościoły chrześcijańskie, w tym kościół katolicki. Prof. Węcławski polemizuje z tezami jakoby kościół obecny został stworzony przez Jezusa. Taki kształt nadały mu kolejne pokolenia wiernych.”

Interesującym jest, że obrazoburcze opinie profesora Węcławskiego nie są li tylko „wyskokiem” wśród pozornego monolitu katolickiego, wyższego duchowieństwa. Jeden z moich doktoryzowanych kolegów z pracy, który kilka lat temu napisał książkę o filozofii księdza profesora Tischnera, opowiadał iż według tego, zmarłego przed dziesięciu laty przyjaciela Jana Pawła II „w najwyższych kręgach Kościoła twierdziło się, iż wewnątrz ich ‘korporacji’ wierzącymi były co najwyżej trzy osoby, z których jedną był żyd Lewinas”. W tym kontekście, skrywanym przed katolicką publicznością, warto przypomnieć, że:

„Decyzja prof. Węcławskiego jest bardzo bolesna dla Kościoła katolickiego, jako że był on jednym z najważniejszych katolickich teologów. Jak na ironię zakrawa fakt, że zasiadał w Międzynarodowej Komisji Teologicznej, czyli ciele doradczym watykańskiej Kongregacji Nauki i Wiary rządzonej wtedy przez kardynała Josepha Ratzingera, obecnego papieża Benedykta XVI. Instytucja ta jest następczynią sławnej Inkwizycji, mająca stać na straży tradycyjnej doktryny kościelnej. 0kazuje się więc, że nawet strażnicy świętego ognia zaczynają wątpić w jego istnienie. Lepiej późno niż wcale.” (info J.Ł.)

Fragmenty

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dryf
Mega Super Forumowicz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 130 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Wto 20:22, 12 Lut 2008    Temat postu:

Komunia od ręki

Ledwo wierni przyzwyczaili się do przyjmowania komunii świętej do ręki, już muszą szykować się na zmiany. Watykan myśli nad wprowadzeniem zakazu tej tradycyjnej formy - pisze "Metro".

O tym, że w Watykanie myśli się nad reformą Komunii Świętej spekulowano od kilku miesięcy. Jednak dopiero abp Albert Malcolm Ranjith, sekretarz Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, potwierdził otwarcie: - Kościół powinien ponownie rozważyć, czy udzielać Komunii Świętej na rękę. Jak dodał, nadszedł czas, by dokonać rewizji tych praktyk. Powód? - Bóg pośród nas musi być przyjmowany z bojaźnią i w postawie pokornej adoracji - stwierdził.

Oficjalnie Watykan zezwolił kapłanom udzielać wiernym komunii na rękę już w roku 1969. Zwracano wtedy uwagę, że to nie żadna rewolucja, a jedynie powrót Kościoła do starej chrześcijańskiej tradycji. W ten sposób apostołowie podczas Ostatniej Wieczerzy łamali się chlebem. Ta forma utrzymywała się do IX wieku, kiedy księża zaczęli zastępować ją nieznanym wcześniej zwyczajem podawania hostii wprost do ust. Duchowni tłumaczyli, że zwykłym ludziom nie wypada dotykać Ciała Chrystusa.

Jako jej orędownik komunii podawanej do ręki dał się poznać Jan Paweł II. To właśnie za jego pontyfikaktu - w 2004 roku - Kongregacja Kultu Bożego wydała instrukcję po raz kolejny przypominającą o prawie wiernego do przyjęcia komunii na rękę: "Jeśli ktoś chce przyjąć komunię świętą na rękę to w regionach, gdzie Konferencja Biskupów za zgodą Stolicy Apostolskiej na to zezwala, należy mu podać konsekrowaną Hostię".

Właśnie za sprawą tej instrukcji komunię na rękę zaczęły wprowadzać kolejne polskie diecezje. Dziś praktykują ją setki polskich parafii.

[link widoczny dla zalogowanych]

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dryf
Mega Super Forumowicz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 130 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 14:29, 02 Mar 2008    Temat postu:

Wklejam jako ciekawostkę. Pierwszy raz o tym słyszę. Sad


o2.pl: Krucjata dzieci

W roku 1212 Zachód był już głuchy na wezwania papieża. Monarchowie, wielcy panowie i zakony rycerskie - wszyscy byli zajęci pomnażaniem dóbr, gromadzeniem pieniędzy i ziemi. Od 1187 roku Jerozolima znajdowała się w rękach pogan i nie było w całym chrześcijańskim świecie siły, która chciałaby ją wyzwolić.

Chybiona krucjata

Zanim Francją wstrząsnęły wydarzenia roku 1212, papieżowi jeszcze raz udało się rozpalić w sercach panów Zachodu płomień wiary. W 1204 roku ponad 40 tysięcy krzyżowców ruszyło na wschód, by odbić Jerozolimę z rąk muzułmanów. Nigdy nie dopłynęli do Ziemi Świętej. Liczący sobie blisko 90 lat wenecki doża Enrico Dandolo przekonał wodzów wyprawy, by zrezygnować ze zdobywania Jerozolimy i ruszyć przeciwko Konstantynopolowi. Pomysł ten, najbardziej niemoralny i wypaczający idee walki o grób Chrystusa, spotkał się z wielkim entuzjazmem możnych baronów. Wyobraźnię rozpalała wizja skarbów Bizancjum, złotych posągów, mozaik, marmurowych rzeźb. Kiedy padła taka propozycja, nikt już nie myślał o Jerozolimie.

W kwietniu 1204 roku, po osiemnastu zajadłych szturmach na potężne miejskie mury, Konstantynopol padł. Krzyżowcy dokładnie splądrowali miasto, mordując mieszkańców. Ci, którym udało się ujść z życiem, zostali sprzedani w niewolę. Nowi panowie podzielili ziemię Greków, osadzili tam swoich lenników i bronili jej przed najazdami Bułgarów. Nowa przygoda zachodnich chrześcijan nie trwała długo, wyparto ich z Bizancjum. Rycerze, którzy z niej wrócili, byli zdemoralizowani rozbojem i grabieżą. Nikt nie pokładał w nich już żadnej nadziei, oni sami nie patrzyli na wschód. Pławili się w zbytku i obnosili się z bogactwem, mieli greckich niewolników i mnóstwo złota.

Na ową fałszywą krucjatę nie wyruszyli ci, których świat ciągle jeszcze uważał za jedynych obrońców chrześcijaństwa - templariusze. Rycerze w białych płaszczach mieli jednak co innego do roboty. Dobra zakonu rosły jak świeże ciasto w dzieży, przybywało zamków, pastwisk, trzód i złota. Mnożyły się darowizny i spadki. Któż by porzucał to wszystko dla jakichś miraży, któż ryzykowałby życie i majątek, by walczyć? Na początku XIII stulecia Europa była syta i leniwa. Jeśli ktoś zacząłby wieszczyć plagi i nieszczęścia, których pełne będzie kolejne stulecie, na pewno by mu nie uwierzono. Świat zachodni w XIII wieku przeżywał pierwszy w swych dziejach okres prosperity.

Pastuszkowie boży

Tego, co rozpoczęło się równocześnie we Francji i w Niemczech w 1212 roku, nie da się w żaden sposób wyjaśnić. Pewnego dnia nastoletni pasterz Szczepan mieszkający w pobliżu podłej mieściny Cloyes ogłosił, że ukazał mu się Jezus, który wręczył mu list dla króla Francji Filipa Augusta. Jezus powiedział też Szczepanowi, że tylko istoty o czystych sercach mogą wyzwolić Jerozolimę z rąk niewiernych, kazał mu też zebrać jak najwięcej takich jak on - prostych i niewinnych - i ruszyć na wschód. Jezus powiedział, żeby nie martwili się o nic - jeśli mają wiarę, Jerozolima zostanie wyzwolona.

Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dzieci z całej Francji ruszyły niczym zahipnotyzowane na południe, do Marsylii, by stamtąd dostać się do Ziemi Świętej. Nikt im niczego nie mówił, po prostu uciekały z domów, porzucały rodziców i szły. Wszystkie drogi królestwa były pełne wędrujących dzieci. Były to dzieci chłopów i baronów, bękarty i książęta krwi - wszystkie szły, by wyzwolić Grób Pański. Rodzice wpadali w rozpacz, wiązali swoje dzieci i zamykali je w kamiennych wieżach. Dzieci przegryzały sznury, kalecząc kolana i łokcie, złaziły po murach i przechodziły przez zakratowane okna. Wszystkie wierzyły, że oto nadszedł dzień - Jerozolima będzie wolna.
Szczepan z Cloyes, zanim skierował tysiączne tłumy na trakt wiodący ku marsylskiemu portowi, ruszył do Paryża, do króla, któremu miał przecież wręczyć list od Jezusa.

Możni Kościoła i doktorzy z uniwersytetu w Paryżu mieli wielki kłopot. Nikt nie wiedział, co zrobić z tak spontanicznym ruchem, jak go okiełznać. Najprościej byłoby oskarżyć Szczepana o czary lub herezję, poddać torturom i spalić na stosie. Podstawiano więc na jego drodze chromych i trędowatych, by sprawdzić, czy nie ulega pokusie, czy nie chce być potężniejszy niż sam zbawiciel, czy nie twierdzi, że wcielił się weń i może uzdrawiać. Pastuch z Cloyes był jednak sprytniejszy od paryskich doktorów. Wiedział, po co idzie do króla, i ani mu w głowie było uzdrawianie chorych. Jerozolima - tylko to było ważne.

Szczepan potrzebował króla, jego potęgi, wojska, autorytetu; wiedział, że udział Filipa Augusta ułatwiłby sprawę. Nikt nie patrzyłby na tysiące dzieci z szeroko otwartymi oczami, nikt nie zdumiewałby się, dokąd idą, głodując i marznąc po drodze. Król zabezpieczyłby ich wędrówkę samym tylko słowem, nawet gdyby nie dał Szczepanowi ani jednego żołnierza, ani jednego giermka i konia.

Filip August miał jednak inne sprawy na głowie. Jego ciągle poszerzające się królestwo było w nieustannym niebezpieczeństwie. Zagrażał mu oszalały król Anglii Jan i niemiecki cesarz, zagrażali mu baronowie flandryjscy i jego właśni wasale, którzy w każdej chwili mogli złożyć przysięgę wierności komuś innemu, kto akurat okazałby się silniejszy. Nie, król Filip nie mógł pomóc małemu pastuszkowi znad Marny, nie mógł go poprzeć nawet słowem. Wszyscy jego przeciwnicy obsypaliby złotem tych z kościelnych dostojników, którzy zgodziliby się oskarżyć króla o herezję i wspieranie dzieci otumanionych czarami - bo jak inaczej wytłumaczyć determinację tych młodych ludzi? Szczepan odszedł z Paryża z niczym. W ślad za nim ruszyło do Marsylii ponad 30 tysięcy dzieci.

W tym samym czasie do portu w Genui zmierzała druga część krucjaty - dzieci z Niemiec pod wodzą chłopca imieniem Nicolas. Ich droga była po stokroć trudniejsza niż szlak małych Francuzów, wiodła bowiem przez alpejskie przełęcze.

Papież i armatorzy

Na drodze dzieci idących z Niemiec stanął papież. Nie dosłownie, ale w przenośni. Jego Dostojność nie życzył sobie tego rodzaju przedsięwzięć, rozkazał więc Genueńczykom, by przepędzili małych Niemców precz. Im samym zaś kazał wrócić do domów, zaczekać, aż dorosną i wtedy ruszyć do Jerozolimy. Nicolas i dzieci, które za nim szły, zawróciły nad Ren - droga znów wiodła przez Alpy. Był przełom października i listopada. Prawie nikt z nich nie powrócił do domu.

Szczepan z Cloyes doprowadził swą trzodę szczęśliwie na brzeg morza. Teraz pozostawało już tylko znaleźć statki, które przewiozą ich na drugą stronę. Nie było to łatwe, bo dzieci nie miały przecież pieniędzy. Który z armatorów i wielkich handlowców zgodziłby się na wynajęcie za darmo kilkunastu statków takiej hałastrze? Znaleźli się jednak tacy, którzy się tego podjęli. Armatorzy Lefer i Leporc zaproponowali małemu Szczepanowi, że przewiozą dzieci do Palestyny.

Mieszkańcy Marsylii nigdy nie wiedzieli czegoś takiego. W porcie stało piętnaście statków, a całe gromady małych obdartusów pchały się na ich pokłady, depcząc sobie po głowach i plecach. Nie było już prawie miejsca na tych krypach, a dzieci ciągle tam wchodziły. Ludzie, którzy obserwowali ten dziw nad dziwy, płakali i załamywali ręce. Nikt nie miał złudzeń co do intencji dwóch armatorów. Nikt prócz Szczepana, który rozmawiał z Jezusem, nie wierzył, że dzieci dopłyną do Ziemi Świętej.

Kilka tygodni później cena niewolników z Europy na targowiskach Aleksandrii, Bagdadu i Damaszku spadła tak nisko, jak jeszcze nigdy. Dzieci sprzedawano setkami. Kupowali je arabscy i tureccy wielmoże. Żadne z nich nie wróciło do rodzinnego domu. Nikt nie wie, co stało się ze Szczepanem z Cloyes, który na własne oczy widział Jezusa, nikt nie wiedział, jakiemu panu musiał służyć do końca swoich dni.

Postępek marsylskich armatorów nie spotkał się z powszechnym potępieniem. Gorsze rzeczy widywano w tamtych czasach, cóż znaczyło życie tych dzieci dla króla, dla cesarza albo dla papieża? Nic. Ich życie ważne było tylko dla rodziców, którzy już nigdy ich nie zobaczyli.

Kupcy Lefer i Leporc byli dość zagadkowymi postaciami. Ich aktywność i zadania, których się podejmowali, zdają się potwierdzać tezę, że świat muzułmański dysponował w Europie świetnym wywiadem i znakomitą siecią szpiegów. Arabowie nie mogli przez długi czas dorównać chrześcijanom w polu, za to sprytniejsi byli od nich zawsze.

Panowie Lefer i Leporc podjęli się w swym życiu jeszcze jednego zadania. Na zlecenie sułtana zgodzili się zorganizować zamach na następcę cesarskiego tronu Niemiec Fryderyka Hohenstaufa. Okazało się jednak, że po utracie Jerozolimy Zachód też się czegoś nauczył od Saracenów. Obaj kupcy zostali schwytani i po torturach powieszeni.

Kamil Łukowski

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
cykada
Arcymistrz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 1641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 14:52, 02 Mar 2008    Temat postu:

Spotkałam sie z tym w literatuturze faktu i powieści. Wstrząsająca historia. Tyle ofiar przemożnej manipulacji religiljnej (watykańskiej).

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
east
Forumowicz



Dołączył: 26 Sie 2007
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Szczecin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:34, 09 Mar 2008    Temat postu:

Do końca nie wiemy co stało się ze sprzedawanymi dziećmi.
My , ludzie , jesteśmy skłonni patrzeć na te wszystkie fakty bardzo powierzchownie, mówimy tylko o tym ,co widzimy , przykladamy tylko własną, ludzką miarę do wydarzeń. W gruncie rzeczy łatwo nami manipulowac. Wystarczy obietnica wzbogacenia się. Jeżeli Szczepan miał autentyczną wizję , to , zastanawiałem się , po co Jezus miałby wszczynać kolejną awanturę wojenną mając do dyspozycji jedynie armię nieuzbrojonych dzieci ?
Chyba, że taki był cel. Aby przeniknąć w szeregi saracenów "od kuchni", jako niewolnicy. Byli to niezwykli niewolnicy, którzy uwierzyli na słowo jednemu chłopcu i zawierzyli mu całe swoje życie. Mam wrażenie ,że w porównaniu do trudów wędrówki i tego , co spotkało ich od własnego "chrześcijańśkiego " narodu , muzułmańska niewola nie była dla nich taka straszna. Wtedy Erupejczycy mieli mniej więcej takie samo pojęcie o muzułmanach jak my dzisiaj.
By się przekonać o tym polecam artykuł : [link widoczny dla zalogowanych]
cytat " badanie Gallupa pokazuje, że muzułmanie równie mocno jak Amerykanie sprzeciwiają się zamachom (potępiło je 93 proc. pytanych), a zabijanie cywilów uważają za "niczym nie usprawiedliwione". Badani sypali cytatami z Koranu, które zabraniają mordowania niewinnych."

Mam nadzieję, że wielu z dzieci 1212 r wyzwoliło tam swoją , w przenośni, Jerozolimę. Bo wolnym być to móc decydować o własnym losie niezależnie od rodziców, szkoły , układów politycznych , być wolnym od uprzedzeń i nienawiści. Muzułmanie nie musieli zabijać tych bezbronnych dzieci i zapewne nie zrobili tego. To praktyczni i przedsiębiorczy ludzie i stosują się przede wszystkim do Koranu.

Już wkrótce, bo za 4 lata, nastąpi 1200 rocznica tego wydarzenia. Od 2000 roku rodzą się na Ziemi Dzieci Kryształowe, o niezwykłych cechach. W 2012 r najstarsze z nich będą miały po 12 lat . Ciekawe jaka krucjata czeka ich w tych czasach. Oby była lepiej przygotowana logistycznie i bardziej bezpieczna dla nich samych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dryf
Mega Super Forumowicz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 130 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 18:34, 09 Mar 2008    Temat postu:

Taka mała uwaga do tego artykułu o krucjacie dzieci.

Współczesna nauka podaje w wątpliwość NAWET SAM FAKT ZAISTNIENIA TZW "KRUCJATY DZIECIĘCEJ".
Wiadomo, że w czasie, na który rzekomo przypadła, doszło do jakiś ruchów o charakterze krucjaty na większą skalę. Ale, możliwe bardzo, że całe nieporozumienie bierze się ze złej interpretacji łacińskiego słowa "pueri" (łacina średniowieczna baaaardzo różni się od klasycznej, słowa nabierają nierzadko zupełnie innych znaczeń), które, fakt - oznacza chłopców (czytaj: dzieci), ale także prostaczków, pastuszków, biedaków. Wcale nie w wieku przedszkolno-gimnazjalnym. I być może to właśnie o nich chodziło.

dryf

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
east
Forumowicz



Dołączył: 26 Sie 2007
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Szczecin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:19, 09 Mar 2008    Temat postu:

Być może tak Dryfie , ale ja się opierałem na tamtej historii zakładając, ze była prawdziwa. Nawet jeśli była wyssana z palca, to i tak miło było sobie pogdybać. W gruncie rzeczy wszystkie wydarzenia są tak samo prawdopodobne - liczy się tylko nasz stosunek do nich , nawet do tych potencjalnych. Tylko to co TY o tym sądzisz jest prawdziwe...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dryf
Mega Super Forumowicz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 130 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Nie 20:32, 09 Mar 2008    Temat postu:

Ależ oczywiście east.

Zgadzam się z Tobą i Twoimi przemyśleniami, niezależnie od tego czy ta krucjata dziecięca miała miejsce, czy nie.

Zapodałem tą informację jedynie po to, żeby poznać inną opinię o sprawie.

dryf

Ps. pytałem o imię Twojego starszego syna, bo mój młodszy też ma na imię Adam. Razz

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Asef
Administrator



Dołączył: 12 Cze 2006
Posty: 405
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Śro 16:13, 12 Mar 2008    Temat postu:

Gdula: Niebezpieczne macki Kościoła

Maciej Gdula
07.01.2006

Ostatnio w mediach pojawiły się doniesienia o tym, że przynajmniej kilku członków rządu należy do Opus Dei. Ta założona przez Josemaríę Escrivá de Balaguera organizacja oficjalnie zajmuje się szerzeniem wiary katolickiej przez zapewnianie „środków formacji duchowej” i „uświęcanie pracy zawodowej”. Opus Dei przekonuje, że świętość może być realizowana przez zwykłych ludzi i organizuje warunki, w jakich łatwiej jest tę świętość osiągnąć. Nieoficjalnie wiadomo, że członkowie Opus Dei nie są zwykłymi ludźmi, ale starannie wyselekcjonowanymi, wpływowymi ludźmi polityki, nauki i biznesu. Członkostwo w organizacji jest zazwyczaj zachowywane w tajemnicy, a reguły sformułowane przez założyciela dają na przykład podstawy do kłamstwa, jeśli tylko przyczynia się ono do obrony wiary katolickiej.
Powinniśmy się zatem zacząć niepokoić. W instytucjach naszego państwa działa półtajna organizacja związana z Kościołem katolickim, która być może skutecznie oddziałuje na polityków prawicy. Niedawno przekonywali oni, że zagrożeniem jest układ związany z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, tymczasem widać, że politycy prawicy sami są pod wpływem tajnej organizacji i nieformalnych układów.
Krytyka roli Opus Dei w Polsce budzi jednak poważne wątpliwości.
Po pierwsze zainteresowanie rolą Opus Dei w rządzie wiąże się ze sposobem definiowania problemów publicznych zaproponowanym przez prawicę. Problemy wynikają z nieformalnych układów, a ich rozwiązywanie polega na walce z zakulisowymi wpływami w sferach władzy. W miejsce WSI podstawione zostaje Opus Dei. I tyle.
Po drugie krytyka związków prawicowych polityków z Opus Dei zasłania prawdę dość oczywistą: w Polsce Kościół katolicki ma wielki wpływ na polityków. Wskazywanie, że niektórzy przedstawiciele rządu są członkami półtajnej organizacji w ramach Kościoła, pozwala nie mierzyć się wprost z faktem, że cały rząd jest pod całkiem jawnym wpływem Kościoła i stosuje się posłusznie do jego zasad w formowaniu polityki państwa. Krytyka roli Opus Dei to zatem tylko złudzenie krytyki.
Zadanie, jakie stoi przed rzeczywistą krytyką, to zakwestionowanie jawnej dominacji Kościoła katolickiego w Polsce.


Źródło [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dryf
Mega Super Forumowicz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 130 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Śro 15:17, 19 Mar 2008    Temat postu:

Biskup Pieronek radzi: nie walczyć z pedofilią w Kościele?

W wywiadzie dla "Dziennika" hierarcha Kościoła najbardziej w Polsce uprzywilejowanego skarży się na... dyskryminację. Oraz wyraża pogląd, że z pedofilią wśród księży... nie należy walczyć.
I pomyśleć, że biskup Pieronek uchodził kiedyś za rozsądnego, liberalnego księdza, z którym można się dogadać. Ale mamy to czarno na białym. A więc, pedofilia w Kościele.
Nie wyeliminujemy pewnych zachowań, choćbyśmy sięgnęli nawet po karabiny maszynowe. To tkwi w naturze ludzkiej, tak jak inne dewiacje, choroby i nieszczęścia dotykające człowieka.
O, a niedawno było oburzenie, gdy Putin chciał odrąbywać łapy łapówkarzom. Dzicz, mówiono. I ten dyskretny urok manipulacji. Dewiacje. Jak można mniemać, w opinii księdza biskupa dwie kobietki żyjące sobie razem w zgodzie są równie ohydne, jak ksiądz Andrzej ze Szczecina.
Obecnie dominuje pogląd, że trzeba te zjawiska jak najostrzej eliminować, że będzie to skuteczne. Ja jednak jestem zdania, że to złudne przekonanie.
Tak, przecież sam Benedykt XVI wskazał, jak Kościół ma sobie radzić z pedofilią. Ma się modlić, by pedofile sami odeszli z Kościoła. Podczas kwietniowej podróży do USA papież nie zajrzy do Bostonu, który jest największym skupiskiem katolików w kraju.
Boi się demonstracji przeciwko swej polityce ignorowania problemu. Spotka się za to z nowojorskim biskupem Edwardem Eganem, który utajnił akta personalne księży-pedofilów.
Wszędzie, w każdej społeczności zdarzają się dewiacje, które są skutkiem nie tyle wpływów kulturowych, co niedoskonałości człowieka.
Ale jednak nie w takiej skali. Po wielkich skandalach pedofilskich w USA ujawniono, że pedofilem może być co dziesiąty ksiądz katolicki. Raczej trudno uwierzyć, by skłonności pedofilskie przejawiał co dziesiąty maszynista kolejowy.
Wiem za to, że w USA najwięcej na nagłośnieniu tych przypadków zarobili adwokaci. Nie ulega wątpliwości, że doszło tam do manipulacji opinią publiczną.
Poznaliśmy więc wreszcie, chwała Bogu, skrywaną przez wrogów Kościoła prawdę. Wszystko to spisek. Nie było biskupów kryjących przez dziesięciolecia księży gwałcących dzieci. Wszystko to manipulacja adwokatów. Szkoda, że ekscelencja nie dodał - żydowskich.
Ale lista prześladowań Kościoła katolickiego w dzisiejszej Polsce i tak jest długa.
Mam tu na myśli wszelkie działania podejmowane w celu wyrugowania lekcji religii ze szkół. Rozmaite formacje polityczne traktują to jako swój priorytet, mieniąc się jednocześnie obrońcami ludzkich praw, chociaż w ich działaniach więcej jest agresji niż jakiejkolwiek moralności.
Ciekawe, jakie to formacje. Skoro absolutna niezbędność katolickiej katechezy w szkołach, opłacanej z budżetu państwa, jednoczyła zawsze prawicę i lewicę.
Ale interesująca jest też uwaga o agresji. Szczególnie w ustach Pieronka, który posłankę na Sejm wysyłał do dojenia krów, a swoich przeciwników nazywał psami, szczurami i złodziejami.
Religię dyskredytuje się współcześnie bez sięgania po przemoc. Stwarza się sytuacje, w których wyznawanie wiary jest utrudnione bądź obarczone przykrymi następstwami.
Jak złamanie ręki. Zapewne to ateiści oblodzili słynny chodnik, na którym pośliznął się spieszący na mszę Jarosław Kaczyński.
Wytykanie palcami wiernych Kościoła, przypisywanie im naiwności i zaściankowości jest codziennością. To też jest wielkie zagrożenie dla wiary.
Jednak niesamowite, jak wielką siłę rażenia ma niszowy w końcu tygodnik "Nie". Czytuje go nawet Episkopat.
Ale wszystko to głupstwa. Polska nigdy nie odwróci się od Kościoła.
Bardzo silny związek naszego narodu z tradycją chrześcijańską owocuje odmienną od zachodniej mentalnością, stąd niektóre zagrożenia nie wydają się dziś jeszcze jaskrawe.
A więc Kościół w Polsce przetrwa, bo Polacy są inni. Mieszanka złudzeń, arogancji, zakłamania i zwykłego chamstwa zaczyna w wypowiedziach elit Kościoła dominować.
W USA, Austrii i Irlandii złudzenia już się skończyły, a odpowiedzią na notoryczne tuszowanie skandali pedofilskich są puste kościoły.
Sądząc po wypowiedziach biskupa Pieronka, Polska może być następna.
Magda Hartman

[link widoczny dla zalogowanych]

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dryf
Mega Super Forumowicz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 130 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Czw 19:03, 10 Kwi 2008    Temat postu:

Polak wariuje: pierścienie czystości dla 9-latków

"Ślubuję czystość do ślubu" - będą przysięgać niektóre polskie dzieci podczas pierwszej Komunii Świętej. Czy nie odrobinkę za wcześnie?

O nowatorskim podejściu polskich wiernych do edukacji seksualnej młodzieży donosi "Przekrój". Moda przyszła do nas ze światowej ojczyzny moralności – USA. Krajowym monopolistą w dziedzinie dystrybucji pierścieni czystości jest Sanktuarium Karoliny Kózkówny koło Tarnowa.

Kózkówna – polska błogosławiona katolicka – jako 16-latka poniosła śmierć broniąc swojego dziewictwa przed rosyjskim żołnierzem. Dziś jest patronką Ruchu Czystych Serc promującego wstrzemięźliwość seksualną przed ślubem.

Oddajmy głos "Przekrojowi".

Pierścień czystości noszony na palcu ma wyrażać decyzję o zachowaniu czystości do ślubu i w chwili pokusy przypominać o złożonej obietnicy – tłumaczy ksiądz Zbigniew Szostak, kustosz sanktuarium.

W zeszłym roku sanktuarium sprzedało około 50 sztuk pierścieni, po 50 złotych każdy. W tym roku chętnych na zakup było już ponad pół tysiąca osób. Większość w ostatnich tygodniach. Taki popyt wiążą w sanktuarium z jednym: z prezentami na Pierwszą Komunię.

No ale czy przypadkiem taki obdarowany pierścieniem 9-latek w ogóle będzie wiedział o co chodzi? W końcu Polska to nie Wyspy, gdzie na poważnie myśli się o akcjach rozdawania darmowych prezerwatyw uczniom pierwszych klas podstawówki.

Poza tym, jak czytamy na stronie internetowej sanktuarium:

Jednym z podstawowych warunków aby pierścień bł. Karoliny świadomie i godnie nosić jest bardzo osobista odpowiedź na pytanie dlaczego chcę go mieć.

Nie łudźmy się, odpowiedź 9-latka, który właśnie po raz pierwszy dostał Ciało Chrystusa i wymarzony odtwarzacz MP3 raczej zabrzmi: "bo mama / ksiądz / babcia kazali" lub "podoba mi się”, a nawet, trawestując "Przekrój", "bo nie będę musiał się myć".

Kościół i na tę wątpliwość odpowiada: kupujcie pierścienie lecz schowajcie je do szuflady i dawajcie, gdy przyjdzie odpowiedni czas. Z lekkim naciskiem na "kupujcie".

Ksiądz Szostak nie jest zadowolony z pomysłu wręczania pierścienia dzieciom. – Powinien być noszony od 18. roku życia, gdy idea jest zrozumiała – tłumaczy duchowny. – Babcia, która chce kupić wnuczce taki prezent, niech sama go założy i spróbuje wytrwać w czystości.

Profesor Zbigniew Lew-Starowicz pomysł ocenia jednoznacznie.

Rodzice mają różne głupawe pomysły, a przez pierścień wyrażają własne pragnienie, jakim jest wstrzemięźliwość seksualna dziecka (...) Przecież to sprawa nastolatki, czy chce zostać dziewicą do ślubu, czy nie.

Na koniec pozostaje już tylko pogratulować oryginalnego pomysłu na prezent dla 9-latka tym setkom wiernych zamawiających religijny gadżet. I życzyć powodzenie w oswajaniu Bogu ducha winnego dziecka z "ideą czystej i pięknej miłości".

Paulina Witek

[link widoczny dla zalogowanych]

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dryf
Mega Super Forumowicz



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 130 razy
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Polska

PostWysłany: Pon 16:31, 02 Cze 2008    Temat postu:

Kościół na EURO 2012: kaplica przy każdym stadionie

Złośliwcy żartowali, że stadionów na Euro może nie będzie, ale kaplice przy nich - na pewno. Jednak w Polsce, jak już pisaliśmy, z żartami trzeba uważać. Mają tendencję do stawania się ciałem.

Otóż Kościół rzeczywiście chce zaakcentować na EURO swoją obecność. A także wykorzystać mistrzostwa możliwie szeroko. Jak czytamy w
"Dzienniku", planowana jest budowa sieci przystadionowych kaplic polowych czy spotkania i debaty na temat wiary.

Link do całości:
[link widoczny dla zalogowanych]

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Niesamowite Strona Główna -> Religie i filozofie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 5 z 6

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin